Zdobycie dwóch szczytów podczas jednego dnia, daje nam ogrom satysfakcji. Jeszcze trochę, a dorównamy w tym temacie rodowitym Norwegom, którzy każdego niemalże dnia przemierzają górskie szlaki, niczym kozice w polskich Tatrach. Osiągnięcie dwóch grani to nie lada wyzwanie, ale zdobycie trzech to już wyczyn na miarę stuprocentowego Norwega!!!
Po krótkiej przerwie obiadowej, do mojej głowy wciąż uderza myśl o dodatkowym wejściu na Djevelporten - półkę skalną, której nie udało nam się odnaleźć podczas pierwszego podejścia na Floya...
Chociaż po dzisiejszych dwóch trekkingach, resztę dnia można by przeznaczyć na bierny odpoczynek, udaje mi się namówić grupę „najwytrwalszych” na trzecią wspinaczkę.
Na samą myśl już mnie skręca!!! Nie mogę się doczekać, kiedy w końcu postawię stopy u wrót „Diabelskiej Bramy”!!!
Dość wyczerpujące wspinanie na Floya, nie gwarantuje chwili relaksu, ani wypoczynku. Dwa dni temu, osiągając grań zdaliśmy sobie sprawę, że jest to jeden z trudniejszych do zdobycia szczytów na Lofotach. Dzisiaj po raz kolejny musimy zmierzyć się z tym, jakże wymagającym odcinkiem.
Po dojściu w okolice Floya, odbijamy mocno w lewo zmierzając w kierunku „bramy”. Poruszając się ostrym zboczem, musimy zachować szczególną ostrożność, bowiem jeden nieprzemyślany ruch mógłby spowodować poważny wypadek. Po pewnym czasie zaczynam już tracić nadzieję, na odnalezienie celu mojej wspinaczki. Idziemy już dość długo, a półki, jak nie widać, tak nie widać. W końcu ukryta gdzieś, pomiędzy dwiema górami ukazuje nam się w całej swej doskonałości.
„Diabelska Brama” – Djevelporten, otwiera się przed nami, zapraszając do odwiedzin. To niemożliwe, w końcu nam się udało!!!!!!!!!!!!!
To miejsce naprawdę istnieje, jest trudno dostępne, niewiarygodne, ale prawdziwe!!!!!!!!!!!!!!
Zapominając o trudach wspinaczki, przepełniona szczęściem, o spełnieniu kolejnego życiowego marzenia, staję u „wrót diabła”, który gdzie nie może, tam zawsze mnie pośle!!!!!!!!!!!!!!!!!!