Wieloletnie zauroczenie i nieprzemijająca fascynacja Norwegią, były tak ogromne, że nie zdawałam sobie sprawy, iż mógłby pojawić się jakikolwiek inny kierunek moich wymarzonych wypraw.
Niestety, po dziesięciu latach „moja” ukochana Norwegia znalazła w końcu rywalkę, konkurentkę , zupełnie odmienną, jednakże równie piękną, niezwykłą i dziką….
Ale zacznijmy od początku….
Od kilku miesięcy przeszukując blogi internetowe oraz strony poświęcone podróżowaniu, zupełnie przypadkowo natknęłam się grupę Klubu Podróżników „Apetyt na Świat”. Okazało się, że kierunki podróży, na które nastawia się Apetyt należą do zupełnie nietuzinkowych - Kambodża, Sri Lanka, Szkocja, Norwegia, Islandia….
Był już koniec listopada…
Przeglądając zdjęcia Podróżników, z odbytych w ostatnim czasie wyjazdów, moją uwagę przykuła relacja z wyprawy pod tajemniczą nazwą „Islandia, między piekłem, a niebem”. Po zapoznaniu się z jej treścią oraz galerią zamieszczoną w artykule, wiedziałam już, że przepadłam!!!
W kilka dni później na stronie internetowej „Apetyt na Świat”, w zakładce „zapowiedzi” pojawiła się informacja o planowanych wyjazdach – „Islandia - Kraina Ognia i Lodu. Wyprawa weekendowa.” W głębi duszy poczułam, że kiedyś chciałbym tam dotrzeć… W połowie grudnia wraz z mężem i koleżanką, wzięłam udział w spotkaniu dotyczącym Islandii, zorganizowanym przez Klub Podróżników na terenie Trójmiasta.
W niedługim czasie, moje marzenia stały się niczym sen. Mąż zaproponował, bym pojechała na jedną z planowanych w lutym wypraw . W pierwszej chwili wydawało mi się, że jest to zupełnie niemożliwe. Z jednej strony zrodziła się we mnie potrzeba ciekawości, przeżycia czegoś niezwykłego, z drugiej byłam pełna obaw, czy uda mi się sprostać temu „wyzwaniu”. Pojawiły się obawy co do odległości, lotu, pogody, terminu wyprawy, a przede wszystkim samodzielnego wyjazdu.
Wówczas przypomniało mi się pewne motto, które rozwiało wszelkie wątpliwości .
„ To niemożliwe-powiedział rozsądek,
to ryzykowne – powiedziało doświadczenie,
nie uda ci się- powiedział człowiek,
mimo wszystko spróbuj – powiedziało serce” .
W jednej chwili, wszystkie argumenty przeciw, stały się mało istotne. Podjęłam decyzję – „Nigdy nie mów nigdy! Do odważnych świat należy- biorę tę wyprawę i lecę!” W międzyczasie udało mi się jeszcze namówić na wspólny wyjazd koleżankę z pracy, dzięki której poczułam się bardziej pewnie i bezpieczniej.
Wszelkimi formalnościami zajął się nasz organizator, dzięki czemu mogłam poświęcić uwagę innym istotnym sprawom, jak choćby zaopatrzenie się w odpowiednią na wyjazd odzież. Następnie, ponownie zaczęło się to magiczne odliczanie....