Fascynowały, fascynują i będą fascynować, dopóki nie zabierze nam ich efekt cieplarniany. Przyciągają przez swoją niedostępność i surowe piękno, a także pierwotny charakter i świadomość, że są tam od wielu tysięcy lat... Lodowce!!!
Jostedalsbreen, bo o nim właściwie mowa, to jeden z największych lodowców kontynentalnej Europy. Leży w południowo-zachodniej części Norwegii, w okręgu Sogn og Fjordane, a jego najwyższym szczytem jest Lodalskåpa - nunatak mający wysokość 2083 m. Ogólna powierzchnia Jostedal wynosi 487 km², a najgrubsza część osiąga nawet 600 - 700 metrów.
Z czapy z wysokości 300 do 2000 metrów spływają do głębokich dolin, 22 jęzory lodowe. Do najbardziej znanych należą: Nigardsbreen, Bergsetbreen, Austerdalsbreen i Briksdalsbreen. Masy lodu znajdujące się w bezustannym ruchu, stwarzają nieprzewidywalne zagrożenia w postaci nowych szczelin, lawin i odrywania się wielkich bloków lodu (cielenia się lodowca).
Naszym dzisiejszym celem jest jeden z najłatwiej dostępnych jęzorów -Nigardsbreen, znajdujący się zaledwie 44 km od punktu noclegowego w Viki. Dojeżdżamy do niego bez większych problemów, bowiem już w ubiegłym roku mieliśmy okazję dotrzeć w te rejony. Stojąc wówczas przed czołem, byliśmy świadkami, organizowanych na niego wypraw. Ten niezwykły twór przyrody wywarł na nas ogromne wrażenie.
Postanowiliśmy, jak najszybciej wrócić, by przyjrzeć mu się z bliska i zgłębić jego tajemnice. Będąc jeszcze w kraju, dokonaliśmy rezerwacji, wybierając trzygodzinną trasę o średnim stopniu trudności –„Short Blue Ice Hike”
Kilka minut przed trekkingiem, podjeżdżamy na parking przy jeziorze Nigardsvatnet. W budynku pojawia się przewodnik, prosząc o podpisanie oświadczenia o akceptacji ryzyka w razie ewentualnego zagrożenia i wypadku na lodowcu. W przydzielonej nam grupie znajdują się turyści pochodzący z USA, Izraela, Niemiec oraz Włoch. Ustawiamy się w kolejce, dobierając odpowiedni rozmiar raków, pobieramy czekany oraz specjalne rękawiczki. Przewodnik, tłumaczy zasady bezpieczeństwa obowiązujące podczas poruszania się po lodowcu, sprawdza dopasowanie sprzętu u każdego z uczestników. Ostatnie instrukcje dotyczące sposobu stawiania raków na lodzie oraz techniki schodzenia i omijania szczelin …. Zaopatrzeni w uprzęże wspinaczkowe z karabinkami oraz liny, w końcu, ruszamy!!!!!!!
Okazuje się, że „lodowce to wolno płynąca masa lodu powstałego z przekształcenia pokładów wiecznego śniegu. Gromadzący się śnieg - pod wpływem panującej temperatury, przy dużej wilgotności powietrza i pod wpływem ciśnienia nadległych warstw śniegu - zmniejsza swą objętość, częściowo krystalizuje i stopniowo przekształca się wpierw w firn, a następnie w lód firnowy i lodowcowy.
Miejsce gromadzenia się śniegu, powstawania firnu i lodu lodowcowego, nazywa się polem firnowym.
Gdy grubość nagromadzonego lodu przekroczy pewną krytyczną wartość (kilkanaście, kilkadziesiąt metrów), to wywierane przez niego ciśnienie sprawia, że staje się on plastyczny i zaczyna płynąć. W ten sposób powstają jęzory.
Jeżeli dostawa lodu przewyższa ablację (topnienie) i w związku z tym czoło lodowca przesuwa się ku przodowi - następuje transgresja lodowca, czyli przesuwanie się czoła do przodu. Natomiast gdy dostawa nowego lodu jest mniejsza niż ablacja, zmniejsza się zasięg lodowca - mówimy wtedy o regresji, recesji lub cofaniu się lodowca.
W miejscach, gdzie przesuwający się lód pokonuje bardziej strome odcinki (przemieszcza się nad progami skalnymi) ulega on silnemu popękaniu - powstają głębokie szczeliny oraz odizolowane bloki lodu zwane serakami - strefy te nazywamy lodospadami (icefall). Lodospady najczęściej istnieją w miejscu wypływu jęzora z pola firnowego. Ze względu na niestabilność bloków lodowych i liczne szczeliny lodospady są bardzo niebezpieczne dla przechodzących przez nie ludzi”
Encyklopedyczna definicja lodowców, nie oddaje w pełni magii, kryjącej się w tym zjawisku. Wędrując po Nigard,przeciskamy się
pomiędzy błękitnymi ścianami lodu, które skrzą się w słońcu. Mijamy też niebezpieczne kilkudziesięciometrowe szczeliny, wobec których trzeba zachować szczególną ostrożność. W niektórych miejscach czuję na sobie, spadające z wysokości drobne odłamki lodu… Na trasie pojawia się też głęboki lej. Przewodnik ostrzega, by nie podchodzić zbyt blisko, bo może dojść do zarwania się struktury lodu w jego obrębie...
Poczucie spełnienia, jakie towarzyszy nam podczas wędrówki po górze lodowej, nie da się z niczym porównać. W odniesieniu do jej rozmiarów, jesteśmy zaledwie maleńką drobiną korzystającą z wyjątkowej gościnności. Trekking po lodowcu to niepowtarzalna okazja doświadczenia mroźnej zimy w samym środku lata. Moim zdaniem, pomimo wielu zagrożeń czyhających podczas takich wypraw, warto zaryzykować i udać się na jedną z nich, pod okiem doświadczonego przewodnika. Wrażenia niezapomniane!!! Polecam każdemu z czystym sercem!!!!